Korzyści z prowadzenia bloga na przykładzie blogów o grach
Chciałem rozpocząć prowadzenie tego bloga bardziej merytorycznie, co by dać sygnał, że coś wartościowego i dydaktycznego (czyli: stricte dotyczącego produktywności) będzie się tutaj pojawiać, ale pojawiła się myśl, której nie dałem rady odeprzeć. Mianowicie, wzięło mnie na wspomnienia o stronkach, które niegdyś prowadziłem. Konkretnie, chodzi o blogi o grach.
Trudne początki
Pierwszego bloga założyłem z ziomkiem jeszcze w podstawówce na Onecie. Komcie za komcie i tego typu szemrane transakcje były na porządku dziennym. Blog traktował o mojej ulubionej wówczas serii wyścigowej, która towarzyszyła mi odkąd skończyłem jakieś 5 lat – Need For Speed (z ang. Potrzeba Prędkości). O dziwo jakiś tam ruch wśród rówieśniczych użytkowników generował. Zachęcony tym faktem, wziąłem się na serio za całkowity redesign strony parę miesięcy później, z autorską szatą graficzną. Ku mojemu zdziwieniu, po zmianie adresu i wizerunku na bardziej profesjonalny (na tyle, na ile pozwalają możliwości 13-latka), ruch wymarł i zapanowała całkowita cisza. Do tej pory nie mogę odżałować – tłumaczę sobie, że inne dzieciaki nie byłe gotowe na taką dawkę zajebistości w swoim życiu.
Blogi o grach mainstreamowo
Gdy poszedłem do liceum, moją odskocznią od stanów depresyjnych i jednocześnie jedną z niewielu rozrywek utrzymujących mnie przy życiu, były gry wideo. Miałem marzenia o zostaniu recenzentem i nałogowo czytywałem nieżyjące już czasopismo Neo Plus. Wnosiło to niesamowicie dużo radości do mojego życia i do teraz wiele momentów – mimo, że spędzonych samotnie – wspominam ciepło. Zagrywałem się w tytuł po tytule. Przypomniałem sobie w międzyczasie o platformie, na której spędziłem krótki okres czasu podczas mojej przygody z klanami w GTA przez internet – Gramsajt:
Pisywałem recenzje starych gierek, o których mało kto pamiętał, bo tylko na tyle pozwalały mi ówczesne możliwości, uhm, finansowe. Nie miałem z tego powodu kompleksów, bowiem na nowo odkrywałem miłość do klasycznej i prawdopodobnie najlepszej w historii konsoli – Sony PlayStation 2.
Blogerskie podziemie
Parę miesięcy blog na Gramsajt się utrzymał, ale wkrótce eksponowanie swojej twórczości na światło dzienne stało się dla mnie z jakiegoś powodu nie do zniesienia… Jakaś dziwna przypadłość strachliwego wówczas introwertyka, jakim byłem. W efekcie zszedłem do blogerskiego podziemia, pisząc sam dla siebie. Powstały tym sposobem blog można zobaczyć pod adresem poniżej. Nie muszę chyba dodawać, że to historyczna dla mnie chwila, bowiem blog nie miał swojej premiery i nie widział światła dziennego poprzez nieindeksowanie w Google i tajemny adres.
[Przykro nam, oferta wygasła. Kto miał widzieć, ten widział :D]
Blog ten – po 8 latach(!) – funkcjonuje do tej pory, choć oczywiście już go nie prowadzę. Sam ten fakt dowodzi, że WordPress.com to godna zaufania platforma (jakiś rabacik na premium za tę kryptoreklamę chętnie przyjmę, żeby nie było) – posiada ograniczenia, ale do podstawowych działań sprawdza się super (tekst pisany przed przeniesieniem na własną domenę – przyp. red.)
Pierwowzorem był wcześniejszy blog na WordPressie o identycznych założeniach, z tym, że dostępny po zalogowaniu tylko dla mnie (co wiązało się z tym, że nawet mój najlepszy ziomek nie mógł go odwiedzać). Też bardzo miło go wspominam i prowadziłem kilka długich miesięcy. Oczywiście teksty były jeszcze mniej profesjonalne przez mniejsze wówczas doświadczenie.
Wraz z wkroczeniem w dorosłość stwierdziłem, że czas na inne rzeczy w życiu niż gierki, co zresztą widoczne jest w ostatnim, pesymistycznym poście na powyższym blogu. Był to koniec mojej przygody, jeśli chodzi o blogi o grach na długi czas. Co nie znaczy oczywiście, że w ogóle nie grywałem w tym czasie, ale nagle robiłem to dużo rzadziej.
Nie tylko blogi o grach
W swojej internetowej historii pisywałem nie tylko blogi o grach. Mianowicie, przez ostatnie 3 lata sporadycznie postowałem na (następnym z kolei) prywatnym blogu, na którego nadal czasem zaglądam. Straciłem przy tym już trochę rachubę, co, gdzie, kiedy i jak – tyle się tego narobiło.
Publikuję tam wpisy bez martwienia się o formę, przeplatane wydarzeniami z życia, które często dla kogoś z zewnątrz mogłyby być nieczytelne. Mimo tego, każdemu polecam taką formę blogowania dla samego siebie, jeśli chodzi o wspomnienia. Sprawdza się to zwłaszcza w przypadku osób sentymentalnych (no co?), chcących skatalogować swoje doświadczenia i myśli na danym etapie życia.
O grach także tam piszę (aby zachować esencję wspomnień, jakie mi towarzyszyły podczas przechodzenia tytułów – jak chociażby serii Half-Life, w której totalnie się zakochałem). Mimo tego, obecnie mam zamiar wyjść z tym sporadycznym pisaniem o grach do ludzi. Za długo siedziałem z tym tematem w piwnicy – chyba jestem gotów wyciągnąć go na światło dziennie. Zobaczymy, jak wyjdzie w praktyce (tak sobie – stwierdziłem, że temat raczej słabo wpasowuje się w tematykę bloga – przyp. red.), ale gry komputerowe i wideo – po tych 20 latach – nadal pozostają moją pasją.
To tyle, jeśli chodzi o moje archiwalne blogi o grach (i nie tylko). Wystrzelałem się z amunicji i naprawdę nie mam już nic do dodania na zakończenie. Do następnego. Tzn. mam nadzieję.
5 komentarzy