Dzisiaj krótki wpis w ramach przełamania formy: błąd, o którym być może nie wiesz, że go popełniasz, pracując z chmurą. Ja, prowadząc wszelkiego rodzaju budżety i rozliczenia finansowe, przekonałem się o nim odrobinę boleśnie w pewnym momencie – mam nadzieję, że niniejsza wiedza pozwoli Ci uniknąć cierpienia! Przeczytaj więcej
Mam nowy ulubiony program. Tym razem na serio! Głupio mi się przyznać, ale wychwalany pod niebiosa OneNote (który to ostatnimi miesiącami pozostawał nieużywany na rzecz Google Keep), spadł z rowerka. Przestał dla mnie istnieć. Dwa lata temu zrobiłem wpis porównujący OneNote z Keep i próbowałem udowodnić, że można i warto korzystać z obu, dzisiaj Wam zaprezentuję narzędzie, które łączy oba z tych rozwiązań i to w perfekcyjny sposób. Jest to dzieło indyjskiej firmy Concept World o nazwie, która nie ma nic wspólnego z firmą Mozilla, chociaż tak może się początkowo kojarzyć. Notezilla, bo o niej mowa, to (możliwie) najlepszy program do tworzenia notatek, który nie wymaga sprzedania duszy – a przynajmniej nie całości! Przeczytaj więcej
Android słynie z wysokich możliwości customizacji, tzn. dostosowywania go do własnych potrzeb. W różnorodnych opcjach naszych smartfonów łatwo się pogubić, a część z Was w ogóle może sobie nie zdawać sprawy, jak wiele możliwości skrywa narzędzie, które każdego dnia trzymacie w rękach. Niniejszy wpis zrodził się właśnie z potrzeby zmiany i – przede wszystkim – możliwości wdrożenia tej potrzeby w życie (mały przytyk w stronę iPhone’ów i ich ograniczonych w tym zakresie możliwości – wybaczcie). Przeczytaj więcej
Nie straciłem chyba ani jednego pliku, na którym mi zależało, od ponad 15 lat. Gdybym poszukał, znalazłbym gdzieś na dysku nawet wypracowania z podstawówki z 2005 roku. Ostatnio, gdy sobie to uświadomiłem, stwierdziłem że to nie lada wyczyn. Jeśli spytacie dlaczego, to znaczy że w przyszłości to Was może spotkać sytuacja, gdy stracicie ważne dane. A z obserwowania przypadków Klientów w moim serwisie komputerowym, wiem że obudzić się z przysłowiową ręką w nocniku nie jest trudno – wystarczy jedna z dwóch sytuacji: dysk padnie (najczęstszy przypadek) lub… sami padniecie. Ofiarą ransomware lub innego szkodliwego oprogramowania.
Drugi monitor. Ilekroć słyszałem rewelacje na temat konfiguracji, które nim dysponują, wkładałem je gdzieś na półkę z podpisem „to nie dla mnie”. Nawet po tym, jak spróbowałem tak pracować przez pewien czas. Powody były różne – od przyzwyczajenia, po bardzo ciężkie do zbicia argumenty, że w momencie, gdy mamy odpowiednio skonfigurowane środowisko pracy, korzyści z drugiego monitora są marginalne. Wiem, kontrowersyjny pogląd. Niemniej, rzeczywiście sądzę, że wprawnym użytkownikom takim jak moja skromna osoba, drugi monitor nie zawsze jest potrzebny. W końcu mamy do dyspozycji skróty klawiszowe (ALT + TAB ❤) i ewentualnie windowsową funkcję Snap Assist (pozwalającą na łatwe podzielenie okien na połowie ekranu… Trzeba złapać za pasek i przeciągnąć do krawędzi, aż pojawi się poświata). Do tego, mając w głowie fakt, że nasza podzielność uwagi jest ograniczona, nadal nie mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że drugi monitor jest niezbędny wszystkim.
Parę tygodni temu nabyłem POCO X3 – smartfona, na punkcie którego internet oszalał. Czy naprawdę jest tak dobry? Za mniej niż 1000 zł dostajemy pokaźną baterię i topowe podzespoły. Płynny, 120-hercowy wyświetlacz, płatności zbliżeniowe NFC, 6GB RAM i pełny zakres wspomagania akcesoriów w postaci kart SD czy złącza mini jack – czego chcieć więcej? Myślę, że niewiele, może poza… bardziej poręcznymi wymiarami.
Wpis trochę o wszystkim i o niczym (zdanie to napisałem, zanim nabrał on sensowny charakter), ale muszę podzielić się pewnymi refleksjami. W wieku 27 lat kupiłem pierwszego laptopa. No, pierwszego może poza starą Toshibą, którą użytkowałem parę miesięcy jeszcze w czasach gimnazjum (zakup na “zieloną szkołę”, co by umilić sobie wyjazd grami retro z kompanami wycieczki). Jak na informatyka – to dość późno, przyznacie. Jak sobie wcześniej radziłem? Czasem sam nie wiem.
Gwoli wyjaśnienia, dla niecierpliwych, którzy trafili na wpis z wyszukiwarki po wpisaniu frazy “jaki kupić laptop”, parę wskazówek znajdziecie na dole.
Wpis bliski mojemu sercu, ponieważ z nadmierną sennością zmagam się odkąd pamiętam. W tej chwili, gdy często pracuję zdalnie w tym samym pokoju, w którym mam łóżko, szczególnie ciężko mi jest momentami uniknąć chęci tzw. dosypiania (ang. “sleep in“) . Ostatnio udaje mi się regularnie wstawać około 7 rano, ale z pewnością nie osiągnąłbym tego wyłącznie siłą woli… Pomogła mi technologia. Konkretnie, aplikacja AMdroid, do korzystania z której szczególnie Was zachęcam.
Brzmi niewiarygodnie, ale tak, to możliwe. Jednym prostym sposobem możemy przyspieszyć odczuwaną “prędkość” urządzenia podczas obcowania z nim. Co bardziej techniczni na pewno już na pewno wiedzą, o czym mowa (ich odsyłam do innych, ciekawszych artykułów na dole tej strony). Chodzi o ukryte głęboko w systemie opcje skali animacji.
Czy faktycznie przyspieszamy?
“Przyspieszenie” to może trochę na wyrost – część purystów spiera się, że wcale nic nie przyspieszamy, a telefon po tym zabiegu tylko “zdaje się” działać szybciej przez skrócenie animacji przechodzenia między ekranami. Jest to jednak na tyle zauważalne, że osobiście bez tej opcji wręcz nie jestem w stanie komfortowo użytkować smartfona – zdaje się dla mnie zbyt powolny.
Miało być o połączeniach zdalnych – temacie nadzwyczaj chodliwym, zważywszy na panujące warunki, ale jakoś mam wenę na inny tekst, który chodzi mi po głowie od dłuższego czasu. Parę miesięcy temu przeczytałem na Spider’s Web ciekawy artykuł, który poruszył temat, jak bardzo rozpraszające bywają powiadomienia na telefonie. Autor artykułu, Mateusz Nowak, propagował swoją metodę… wyłączenia dźwięków dla połączeń przychodzących(!). Czytając to przecierałem oczy z niedowierzania, że ktoś popchnął wyznawaną przeze mnie ideologię o krok dalej – albowiem zwolennikiem wyłączania rozpraszaczy jestem od dłuższego czasu…
Czytniki e-booków są świetnym rozwiązaniem. Ekran z tzw. elektronicznym tuszem znacznie mniej męczy oczy niż świecący ekran tabletu czy smartfona (chociaż, od biedy, one też się nadają – zainteresowanych zapraszam do drugiej sekcji niniejszego wpisu). Każdy posiadacz tego typu sprzętu doskonale zna i na pewno docenia jego zalety. Nieprzekonani i tak pozostaną przy papierowych książkach lub… w końcu się przełamią. Inni zaś nie czytają w ogóle. O gustach się nie dyskutuje*, jak przywykło się mawiać (chciałem tu wstawić białoruskie powiedzenie “Każdy gad na swój ład“, ale okazało się, że jest dość… obraźliwe). Ja oczywiście adresuję wpis do grupy osób, które z technologią są (albo chcą być) za pan brat.
Nowa karta w przeglądarkach w domyślnej opcji nie wyświetla zbyt wiele ciekawych opcji. Ostatnio wpadłem na pomysł, że warto by było sprawić, by stała się bardziej przydatna – w końcu bez przerwy na nią patrzę, przechodząc na nowe strony podczas surfowania (tak się jeszcze mówi, co nie?) po neciku.
By urozmaicić smutną jak nie-powiem-co domyślną kartę, należy skorzystać z wtyczki. Wcześniej należy wybrać, która odpowiada naszym potrzebom. Do wyboru są wtyczki typu speed dial – wyświetlają wybrane przez nas strony z dużym podglądem – i inne, bardziej wymyślne. Zrobiłem przegląd dla Google Chrome, cobyście nie musieli dużo szukać.
Z “Mozarella” Thunderbird korzystam od ponad 10 lat. Tak nie przesadzając. Na tyle świetny i funkcjonalny jest to program, że nie rozstaję się z nim od tak długiego czasu.
Czym jest produkt Mozilli? Klientem do obsługi poczty. Zaraz, zaraz – mogą pomyśleć osoby niezaznajomione z tematem. Przecież loguję się na swojego Gmaila przez przeglądarkę i wszystko fajnie działa – cóż więcej daje mi taki programik?
Asystent dotyku. Pływający przycisk. Assistive Touch. Jak zwał, tak zwał. Chodzi o wirtualny przycisk, zastępujący działanie tych fizycznych (lub dotykowych) smartfona. Przez lata byłem sceptyczny co do tego udogodnienia. Dublowanie przycisków funkcyjnych? “A na co to komu?”, myślałem. Okazuje się jednak, że przy rosnących wymiarach smartfonów, pływający przycisk może okazać się zbawiennym rozwiązaniem. Ba, już przy 5-calowych ekranach znacznie podwyższa komfort i szybkość korzystania z urządzenia. “Zakłócenia” spowodowane sięganiem do przycisków pod ekranem są dzięki temu rozwiązaniu znacznie rzadsze. Użytkowanie smartfona jedną ręką stanie się znacznie wygodniejsze, albo wręcz – w końcu wykonalne. Przyzwyczajenie się do korzystania z tej opcji jest więc grą wartą świeczki.
Wiedza na blogu jest darmowa i jest wynikiem wieloletniej pracy ze sprzętem komputerowym. Zapraszamy do odblokowania reklam, jeśli korzystasz z Adblock, uBlock itd. Dziękujemy :)