Samoprzylepne karteczki na komputer. Notezilla – program do notatek, na którym możesz* polegać
Mam nowy ulubiony program. Tym razem na serio! Głupio mi się przyznać, ale wychwalany pod niebiosa OneNote (który to ostatnimi miesiącami pozostawał nieużywany na rzecz Google Keep), spadł z rowerka. Przestał dla mnie istnieć. Dwa lata temu zrobiłem wpis porównujący OneNote z Keep i próbowałem udowodnić, że można i warto korzystać z obu, dzisiaj Wam zaprezentuję narzędzie, które łączy oba z tych rozwiązań i to w perfekcyjny sposób. Jest to dzieło indyjskiej firmy Concept World o nazwie, która nie ma nic wspólnego z firmą Mozilla, chociaż tak może się początkowo kojarzyć. Notezilla, bo o niej mowa, to (możliwie) najlepszy program do tworzenia notatek, który nie wymaga sprzedania duszy – a przynajmniej nie całości!
Kosa z Billem Gatesem 👀
Przyczyną całego zła w moim przypadku stało się wielokrotne przerzucanie plików między chmurą OneDrive i Google Drive – wielokrotnie wylogowywałem się z nich i przerzucałem pliki, próbując ustalić, która chmura mi bardziej pasuje. Z małej chmury duży deszcz, przekręcając popularne przysłowie, a deszczem tym stała się kompletna desynchronizacja (nowe słowo, choć wierzę że takie istnieje) notesów w usłudze OneNote. Przejście aplikacji w model UWP, który znacznie ogranicza dostępne funkcje (w tym czuwanie nad poprawnym eksportem kopii zapasowych), to był (jednak, wybaczcie że uważałem inaczej!) gwóźdź do trumny – co z tego, że aplikacja działała szybciej, skoro na dzień dzisiejszy praktycznie nie mam dostępu do swoich notatek (ani ich kopii!)!? To znaczy akurat zorientowałem się w momencie, gdy jeszcze miałem – program w jakiś sposób umożliwił dostęp do lokalnie skeszowanych (zapisanych tymczasowo) tekstów na komputerze, na którym usługa była ostatnio zalogowana, a które to – niewiele myśląc – zacząłem kompulsywnie przerzucać niczym farmer łajno. Tyle, że zamiast wideł – miałem do dyspozycji myszkę i klawiaturę. Gdybym tego nie zrobił, pożegnałbym się z większością skrzętnie magazynowanych przez lata treści, co spowodowało (jak zwykle u mnie) lawinę refleksji.
Po pierwsze: tak się kończy ufanie Billowi Gatesowi #pdk (żart dla wtajemniczonych – żartuję i naturalnie kocham Cię, Bill)
Po drugie i (nieco) bardziej serio: w dzisiejszym świecie (prawie) nikomu nie zależy na naszym dobru, póki nie jest to w jego interesie, a jak przysłowiowe szambo wyleje, to jesteśmy zdani na siebie (odsyłam do wpisu o kopiach zapasowych i zachęcam standardowo do umawiania się na konsultacje – warto zadbać o zabezpieczenie plików, które przez lata chomikowaliście (nie mówię tylko o filmach z Chomikuj :)!!). Grubo ponad 3/4 oferowanych dóbr jest tworzonych PRZEDE WSZYSTKIM i niemal wyłącznie po to, żeby ktoś na nich zarobił (cóż za prawda objawiona, co nie?). I mógł stale zarabiać. Oczywiście nie ma co być naiwnym i trzeba to rozumieć (wszak proponowane przeze mnie narzędzie również do darmowych nie należy, ale o tym wkrótce). Wszystko OK, ale gdy stawką jest w ogóle dostęp do treści, których jesteśmy autorami i twórcami (bo słowo “właścicielami” w przypadku usług chmurowych to odważne stwierdzenie), to zaczynamy balansować na cienkiej granicy – na jej odległym krańcu jawią się już zagrożenia pokroju ransomware, które wprost – siłowo – zmuszają do uiszczenia okupu i momentami filozofia niektórych firm niestety jest (przynajmniej w pewnym stopniu) podobna.
OneNote miał być inny – miał być darmowym uzupełnieniem oferty Microsoft (o ryzykach z tym związanym, tzn. potencjalnym “zamykaniu w usłudze”, by być może potem firma mogła czerpać z tego profity, również wspominałem). Niestety podupadł w kluczowym miejscu – przez nie do końca zrozumiałe założenia (notesy niby synchronizują się w chmurze, ale fizycznie notatek tam nie ma (nawet same pliki z nimi zajmują po 1KB, ponieważ… są skrótami – 🤷♂️ ?) oraz skopanie podstawowej funkcji (która jest nie na rękę większości gigantów technologicznych oferujących podobne narzędzia) – tworzenia kopii zapasowych, stał się aplikacją, na której ciężko polegać. Piszę oczywiście z własnym perspektywy – wcześniej myślałem inaczej i pokornie sypię głowę popiołem w tym przypadku 🙂
Jeśli natomiast nadal korzystacie z OneNote’a i wszystko jest OK – tylko się cieszyć. Weźcie jednak przykład z mojego doświadczenia i zabezpieczajcie się w ten czy inny sposób 🙂
Jak posługiwać się Notezilla (instrukcja obsługi – skrócona)? Notezilla czy OneNote
Przejdźmy do dania głównego. Producent oprogramowania Notezilla oferuje sporo samouczków, ja osobiście polecam poeksperymentować i na własną rękę poznać program. Od razu zalecam, by domyślny format tworzenia nowych notatek ustawić jako Markdown w Preferencjach. Pozwala to formatować tekst w zaawansowany sposób – ja dzięki temu mogłem po prostu przerzucić notatki z OneNote zaznaczając je i naduszając CTRL+V. Notezilla kiepsko radzi sobie z kopiowaniem rozbudowanych treści – nie jest to Word, ale przecież nie taką ma funkcję. Z tego powodu dłuższe notatki, a także tak lubiane przeze mnie listy z OneNote (na które też znalazłem sposób – porównanie poniżej!), musiałem po prostu wyeksportować do PDF (może potem ewentualnie ręcznie je sobie sformatuję na nowo).
Niektóre niuanse dotyczące obsługi mogą być początkowo niezrozumiałe, ale przez swój minimalizm dość szybko można załapać, na jakiej zasadzie działają funkcje programu. Z pro tipów mogę poradzić, by przypiąć skrót do Notes Browser, zamiast po prostu do Notezilla (jest kilka pozycji w menu start Windowsa – podstawowy otwiera program schowany w pasku zadań; z założenia obsługa ma polegać w dużej mierze na skrótach, ale oczywiście nie jest to wymóg).
No i podstawowe klawisze i skróty do wygodnej obsługi notatek to jak dla mnie podwójne kliknięcie myszką (włącza tryb edycji karteczki-notatki) i ESC (wyłącza tryb edycji). F2 pozwala z kolei w łatwy sposób nadać tytuł. Z notatek widocznych z poziomu pulpitu JESZCZE nie korzystam, ale podejrzewam że sposób obsługi jest podobny 🙂 Wiem jedynie, że funkcja powinna być znacznie prostsza niż w OneNote, gdzie była ona nieco ukryta i połączoną ze stosunkowo niszową appką Sticky Notes.
Notatki naturalnie można również tagować, a potem po tych tagach wyszukiwać. Oraz dodawać gwiazdki, by je wyróżnić i zaznaczać ptaszkami – wszystko co tygrysy i innej maści i umaszczenia koty lubią najbardziej.
Notezilla – samoprzylepne karteczki na komputer. Notezilla vs Google Keep, Notezilla vs OneNote. Wady i zalety narzędzia
Ogólnie, wg mnie ewidentnie widać, że jest to dziecko ludzi, którzy pracują z tym programem na co dzień. Chciałbym zobaczyć na pewno wiele więcej funkcji, na przykład wersjonowanie – historię zmian plików, albo możliwość podejrzenia notatki na całym ekranie**. Kolejnym minusem jest to, że program miewa swoje humory i czasem potrafi zamulić, ale nie na tyle, żeby bardzo to przeszkadzało (z reguły). Do poprawki również byłaby praca zespołowa – tutaj Notezilla wg mnie kuleje, a przynajmniej ja nie znalazłem opcji dzielenia się dokumentami z możliwością edycji przez inne osoby – tak jak to jest chociażby w Keep czy innych kombajnach typu Notion. Z kolei przewaga nad Keep to przede wszystkim podwójny podgląd w zebrane treści – samoprzylepne karteczki (które można sortować – uczyć się, Google!) oraz przewijana lista tytułów. Dodatkowo, filtry!! Czego brakowało w OneNote to przede wszystkim wyświetlenia WSZYSTKICH notatek zapisanych w bazie – tutaj jednym kliknięciem mogę to zrobić!
Natomiast dla wielu powodem do dyskwalifikacji będzie fakt że na ten moment brakuje polskiej wersji językowej 🙁
Notezilla – koszty. Czy warto kupić?
Powiem szczerze: jeszcze nie wiem, ale podoba mi się co widzę :). Notezilla jest bezpłatna na okres testowy – po tym trzeba zapłacić. Jeszcze się waham czy zdecydować się na zakup programu w formie abonamentowej, odnawianej co roku, czy tzw. dożywotniej. Kluczową róznicą jest, że ta pierwsza oferuje dostęp z/do chmury (a zatem dochodzi kolejna kopia zapasowa – firma istnieje od 2000 roku, osobiście nie spędza mi snu z powiek kwestia prywatności w tym przypadku, zwłaszcza że można stworzyć tzw. zeszyty offline (dostępne tylko lokalnie, z szarą ikonką), a także zahasłować poufne treści (ale to akurat bardziej zabezpieczenie przed wścibskim wzrokiem innych domowników). Druga ogranicza za to dostęp do maksymalnie dwóch komputerów (domyślam się, że z możliwością synchronizowania między nimi(?)), ale nie musimy się martwić koniecznością odnawiania licencji. Ile kosztuje ta impreza? Dwajścia dziewięć złoty!!1 Znaczy, dolarów. Czyli tanio nie jest, ale drogo też nie moim skromnym zdaniem. Subskrypcja za to kosztuje niecałe 20 USD / rok, co w przeliczeniu na zlotówki daje zawrotne 9 złotych nawet przy dzisiejszym, szybującym w górę kursie. Z furtką, że jeśli przestajemy płacić, to eksportujemy notatki i mamy nadal do nich dostęp 🙂
Idąc nieco w szerokie rozważania, uważam że idea open source, mimo że momentami zakrawa o sympatyzowanie z komunizmem :)), jest tak niezwykle szczytna – stawia wolność użytkownika na piedestale. A tutaj (mimo że sam kod oprogramowania jest oczywiście zamknięty) wg mnie mamy coś czerpiącego z tej ideologii – brak konieczności zamykania użytkownika w usłudze bez wyjścia (i to “bez wyjścia” jest kluczowe w tym wypadku). No i wisienka na torcie – tak wyglądają wyeksportowane notatki (zdj. poniżej). Bez ucinania ręki (ani spędzania wielu godzin na samodzielnym zapisywaniu przez zrzuty ekranu czy CTRL+C / CTRL+V), mam do nich dostęp, nawet jeśli bym zrezygnował z usługi za rok (jeśli zdecyduję się na licencję abonamentową). Można? Można! Ale wymaga to określonego podejścia, pewnej filozofii, w oparciu o którą projektuje się całość aplikacji.
Nazwę Notezilla pamiętam jeszcze z czasów, jak za dzieciaka bawiłem się aplikacjami typu PortableApps. Jeszcze miałem zwyczaj czytania prasy komputerowej. A było to co najmniej 12 lat temu. Także można być raczej spokojnym, że firma – niczym za pstryknięciem palca – nie zniknie nagle z rynku, albo coś jej się odwidzi (Google, patrzę na Ciebie! Firma na G ze swoim nagminnym zamykaniem usług na przestrzeni lat sprawia że pozostaje się modlić, by egzekucji nie został poddany Keep – trochę jeszcze tam trzymam, więc miejcie litość! :))
Kreatywność przy tworzeniu notatek
W kwestii kreatywnych zastosowań – jeśli komuś przeszkadza, że tworzone notatki mają taki malutki format – udowadniam, że da się tak żyć – ja cały dzisiejszy wpis napisałem właśnie w Notezilla. Grunt to kreatywność i otwarta głowa – załączam Wam zrzut ekranu, jak można sobie poradzić (kluczem jest odseparowanie przestrzeni, na której pracujecie, jako osobnej sekcji (folderu) + zmiana rozmiaru notatki 🙂 Wyobrażam sobie, że narzędzie może się sprawdzić względnie OK na studiach nawet w przypadku długich notatek, zwłaszcza że jest możliwość zwinięcia treści których w danej chwili nie potrzebujemy (zrzut ekranu poniżej – chociaż łezka się w oku kręci na wspomnienie funkcji jakie miało OneNote, nie powiem ;( 😉 )
Dowody zbrodni
Na koniec zdjęcia – dowody zbrodni. Którędy do sądu internetowego? Halo, policja, proszę przyjechać na OneDrive’a…
Powodzenia i trzymajcie się!
* a przynajmniej mam taką nadzieję 🙂
** ja sobie radzę tak, że jeśli chcę coś przeczytać w większym obszarze to albo powiększam notatkę, albo kopiuję na moment do notatnika 🙈
PS. Niektórzy znają Pana z prawej strony obrazka na początku wpisu z naszych ulotek – tych szczególnie pozdrawiamy :)!
Zostaw komentarz