Dasz wiarę, jak łatwo można sobie ułatwić życie? Mozilla Thunderbird – program dla leniwych niebieskich ptaków
Z “Mozarella” Thunderbird korzystam od ponad 10 lat. Tak nie przesadzając. Na tyle świetny i funkcjonalny jest to program, że nie rozstaję się z nim od tak długiego czasu.
Czym jest produkt Mozilli? Klientem do obsługi poczty. Zaraz, zaraz – mogą pomyśleć osoby niezaznajomione z tematem. Przecież loguję się na swojego Gmaila przez przeglądarkę i wszystko fajnie działa – cóż więcej daje mi taki programik?
Otóż:
- obsługę wielu kont pocztowych z tego samego programu – bez konieczności “przelogowywania” się! Nieoceniona zaleta, gdy mamy więcej niż jedną skrzynkę pocztową. Jednym kliknięciem jesteśmy w stanie sprawdzić, czy na którykolwiek z – dajmy na to – pięciu naszych maili – cokolwiek “wpłynęło”
- brak konieczności wpisywania hasła – są one na stałe “wklepane” do programu. Jest to główna idea i zaleta klientów poczty – usprawnienie związane z wyeliminowaniem przestojów w postaci przechodzenia na kolejne strony logowania do poczty elektronicznej.
- jednolity interfejs – wszystkie opcje są w tym samym miejscu i nie musimy szukać poszczególnych opcji poczty przy przełączaniu się pomiędzy np. pocztą firmową a prywatną
- szerokie opcje konfiguracji
- wtyczki – rozbudowana baza wtyczek to wg mnie największa zaleta Thunderbirda. Dzięki nim program może wykonywać praktycznie wszystko, co przyjdzie nam na myśl.
Z innych zalet można wymienić dostęp do wiadomości w trybie offline czy lokalną kopię zapasowa naszych wiadomości (a kopii nigdy za wiele, w każdym przypadku). Możemy też w łatwy sposób przenosić maile między skrzynkami oraz modyfikować wygląd, układ i rozmieszczenie opcji w programie, co stanowi dodatkowy smaczek dla każdego control freaka.
Wśród alternatyw na Windows można wymienić na przykład takie programy:
- Microsoft Outlook (płatny)
- The Bat (płatny)
- Sylpheed
- Aplikacja Poczta w Windows 10
Osobiście przetestowałem te i wiele innych i zawsze wracałem do Thunderbirda. Stara miłość nie rdzewieje, jak mówią.
Silnymi punktami Thunderbirda jest otwarty kod źródłowy (co może zapewniać znacznie większe bezpieczeństwo i tzw. integralność danych), brak ograniczeń związanych z liczbą dodawanych kont (co w darmowych programach nie jest wcale tak oczywiste) oraz ogromne wsparcie wtyczek, na które musiałbym poświęcić całkowicie osobny wpis (co być może zrobię). Ale ok, przejdźmy do rzeczy i przejdźmy przez konfigurację krok po kroku, jak niegdyś było to robione na łamach magazynu Komputer Świat (dalej to robią? Nie wiem, dawno nie czytałem).
Uczymy niebieskiego ptaszka latać
Program pobieramy oczywiście z oficjalnej strony – Thunderbird.net.
Po instalacji od razu pojawi się okienko konfiguracji, w którym możemy wklepać dane naszego konta pocztowego. Znaczy to tyle, że jednorazowo musimy się zalogować do naszej poczty i potem nie zaprzątamy sobie już tym faktem głowy.
Mała uwaga: by zacząć korzystać z klienta poczty zwykle niezbędne jest włączenie obsługi IMAP w ustawieniach poczty. Musimy w tym celu zalogować się do naszej poczty przez przeglądarkę i odszukać odpowiednią pozycję – tak to wygląda np. w Gmailu:
Uwaga: w poniższych dwóch akapitach czeka Cię techniczny trajkot! Czytasz na własną odpowiedzialność.
Warto tutaj wspomnieć, że oprócz wspomnianiego protokołu IMAP istnieje jeszcze POP3. Różnica jest taka, że POP3 pobiera i przechowuje wiadomości lokalnie, nie synchronizując stanu programu z serwerem. Brzmi to jak czarna magia? Już tłumaczę. Dzięki IMAP wszystko, co robicie na jednym urządzeniu, od razu jest widoczne też na drugim. Dajmy na to, że przeczytaliśmy jakiegoś maila na komórce. Stan odczytania jest wtedy od razu widoczny jest też na komputerze. IMAP działa na zasadzie chmury – wszystko, co robicie, od razu synchronizuje się z serwerem. POP3 z kolei działa lokalnie na urządzeniu, na którym pracujecie. Bez dodatkowej konfiguracji możecie nie widzieć e-maili wysyłanych z jednego urządzenia na drugim. Starsze wersje Outlooka domyślnie skonfigurowane są tak, że przy wyborze POP3 pobierają zawartość na komputer i “czyszczą” przy tym zawartość na serwerze… Jeśli brzmi to odrobinę zbyt zawile – po prostu zaufajcie mi i używajcie IMAP, a wszystko będzie dobrze
Z reguły klienty poczty – w tym Thunderbird – dość dobrze radzą sobie ze znalezieniem tzw. parametrów serwera pocztowego. Jeśli by tak się nie stało, musimy wprowadzić je ręcznie, wyszukując w internecie np. hasło “<nazwa usługi poczty> imap”. Interesują nas pozycje IMAP oraz SMTP i odpowiednie dla nich porty. Zalecam korzystanie z szyfrowania – bez wdawania się w technikalia, zapewnia to większe bezpieczeństwo. Także interesowały nas będą ustawienia ze wzmianką o SSL. Dla znakomitej większości skrzynek będziemy korzystać z portów 993 dla IMAP i 465 dla SMTP (protokół dla poczty wychodzącej, zawsze ten sam).
Fakt faktem, ten cały dylemat odnośnie IMAP, portów i szyfrowania być może w ogóle nie będzie Was dotyczył i wystarczy, że podacie imię, nazwisko, login i hasło i program sam wybierze najlepsze ustawienia. Problem z reguły zaczyna się w przypadku mniej popularnych skrzynek pocztowych (np. firmowych). Jeśli z kolei, przykładowo, Wasze konto Google (czyli też Gmail) zabezpieczone jest po korek (weryfikacje dwuetapowe i takie tam), to może być konieczność utworzenia hasła aplikacji. Wklepujemy je wtedy zamiast naszego zwykłego hasła logowania w Thunderbird czy innym programie.
Ja mam, ty masz, my mamy
Program będący klientem poczty każdy z nas ma domyślnie na smartfonie. Aplikacja Gmail (która de facto pozwala na obsługę jakiegokolwiek konta pocztowego – nie tylko tych w domenie gmail.com) czy inne twory o jakże wiele mówiącej nazwie “Poczta” pełnią identyczną funkcję, co bohater wpisu. Większość z nas korzysta więc z klientów na co dzień. Używanie ich na komputerze jest znacznie mniej powszechne. Jeśli więc jesteście w tym pokaźnym gronie osób, które korzystają z poczty wyłącznie w przeglądarce, rozważcie korzystanie z Mozilla Thunderbird. Jeśli Wam nie przypadnie do gustu i dysponujecie pakietem Office, zawsze pozostaje Outlook.
P.S. Wiedzieliście, że niebieski ptak to “ktoś lekkomyślny, nieodpowiedzialny, żyjący z pracy innych”, zgodnie z Wiktionary? Nijak nie pokrywa się to z międzynarodową (a przynajmniej z amerykańską) symboliką, w której tzw. bluebird symbolizuje radość. Logo programu mogło być wzorowane na gatunku zwanym błękitnik górski:
5 komentarzy